Czy Google się pogarsza?
Opublikowany: 2022-04-12Czy Google się pogarsza?
Pewny. Nie wiem. Mam na myśli, w porównaniu do czego? Gorzej w jaki sposób?
Mniej więcej co miesiąc, podobnie jak zmieniający się cykl księżyca, widzę wątek na Reddicie lub artykuł w dzienniku informacyjnym na temat „Czy Google się pogarsza?”. Konkretne skargi obejmują ocenę techniczną ostatniej iteracji wyszukiwarki po dziwnie techniczną wersję nostalgii „coś kiedyś było lepiej” za źle zdefiniowanym, rzekomo prostszym czasem w sieci.
Często narzekają na nieistotne wyniki zapełniające SERP i ukrywające „prawdziwe” odpowiedzi, których szukają na zapytanie. Innym razem zwracają uwagę na ilość i różnorodność reklam, które obniżają wyniki organiczne w SERP. Czasami skarga dotyczy etyki firmy jako całości: pozornego porzucenia starego motta „Nie bądź zły”, usypiającego wpływu, jaki wywierają na zaangażowanie w tradycyjne media lub po prostu wrzucanie ich do Social Media. Media lub Big Tech jako jedna wielka grupa złych aktorów powoli niszczą wszystko, co dobre na świecie.
Jak zawsze prawda jest bardziej zniuansowana, niż pozwala na to popularna rozmowa. Pod wieloma względami Google jako wyszukiwarka jest bardziej responsywna i wyrafinowana niż kiedykolwiek wcześniej, ale jest również bardziej powiązana z naszym życiem, danymi i organizacjami, zarówno publicznymi, jak i prywatnymi. Chociaż nie ma jednej uczciwej odpowiedzi, jeśli przyjrzymy się różnym sposobom, w jakie ludzie formułują swoją krytykę, możemy znaleźć dość stanowcze odpowiedzi na to, czy Google się pogarsza.
Wyszukiwarka Google ma zbyt wiele reklam
To chyba najczęstsze oskarżenie, z którym najtrudniej się spierać. Jeśli jesteś jedną z wielu osób, które uważają, że zarabianie pogarsza bezpłatne usługi, to tak, wyszukiwarka Google wyraźnie się pogorszyła, ponieważ nadal ewoluowała i rozszerzała swój system, aby czerpać zyski z SERP.
W 2020 r. Google wydobył około 104 miliardów dolarów ze swoich reklam w SERP i innych usługach Google. W 2021 r. znalazł się powyżej Amazona jako jedna z najcenniejszych firm w USA. wyniki płatności za kliknięcie.
Jeśli ta rzeczywistość Cię przygnębi, możesz pamiętać, że wyszukiwarka Google jest nadal bezpłatna, a wyniki organiczne nadal tam są, niezależnie od liczby płatnych reklam. Mam tendencję do przekonania, że gęstość reklam w SERP Google jest wciąż niższa niż w wielu innych mediach z reklamami, i że te reklamy są łatwiejsze do zignorowania lub po prostu przejrzeć niż, powiedzmy, reklamy w radiu, telewizji lub czasopismach.
I, w przeciwieństwie do innych mediów, Google zazwyczaj otrzymuje zapłatę (lub obciążają reklamodawców) tylko wtedy, gdy faktycznie klikniesz płatne wyniki (tak robi mniej niż 10% wyszukiwarek lub nawet tylko 2% wszystkich wyszukiwarek, w zależności od badania), zamiast przewijania wyników organicznych. Za każdym razem, gdy zdecydujesz się zignorować te natrętne wyniki, odrzucasz ofertę płatności za kliknięcie z puszki windykacyjnej firmy Google.
Niemniej jednak Google zarabia na reklamach, więc ten element wyszukiwania i SERP z pewnością pozostanie i będzie ewoluował.
Google pokazuje nietrafne wyniki wyszukiwania
Ta krytyka wprawia mnie w zakłopotanie najbardziej, ale jako SEO prawdopodobnie korzystam z Google częściej i celowo niż przeciętna wyszukiwarka, dzięki czemu mogę uzyskać dokładnie takie wyniki, jakich chcę. Google bardzo publicznie demonstruje swoje liczne wysiłki w celu ulepszenia swojej podstawowej funkcji wyszukiwania w sieci; niezliczone aktualizacje i ogłoszenia, nad którymi ubolewamy w sferze SEO i marketingu, są bezpośrednim odzwierciedleniem wysiłków Google zmierzających do ulepszania trafnych, przydatnych treści i szybszego udzielania użytkownikom lepszych, bardziej zwięzłych odpowiedzi.
Uważam, że te wysiłki, aby zmaksymalizować trafność i zdefiniować sukces wokół zadowalających intencji wyszukiwarek, są podstawą wielu innych, często bardziej zasadnych krytyki Google jako marki, firmy nastawionej na zysk i wpływu na społeczeństwo.
- Dywersyfikując swoje usługi za pomocą lokalnych recenzji, map i polecanych wiadomości, Google wkracza w konkurencję z innymi firmami i witrynami internetowymi, próbując rozwiązać te odrębne potrzeby wyszukiwarek i konsumentów, komplikując kwestię antykonkurencyjnego lub monopolistycznego statusu Google.
- Dodając do swoich algorytmów responsywne wyrafinowanie semantyczne i możliwości przetwarzania języka naturalnego, Google coraz lepiej rozumie zapytania i słowa kluczowe zarówno od wyszukiwarek, jak i treści internetowych, dzięki czemu SEO staje się coraz bardziej konkurencyjne i wymagające, a także rysuje ostrzejsze granice między zwycięzcami a przegranymi gra wyszukiwania.
- Aktywnie przeznaczając zasoby na znajdowanie, oznaczanie i ukrywanie niebezpiecznych, nienawistnych lub szkodliwych wyników, w tym dezinformacji i tematów o charakterze politycznym, Google naraża się na oskarżenia o stronnicze faworyzowanie i program ideologiczny.
- Analizując więcej sygnałów rankingowych niż samą liczbę linków zwrotnych lub gęstość słów kluczowych, algorytm Google daje przewagę dużym witrynom o ugruntowanych markach, które w naturalny sposób zdobywają wzmianki, ruch i linki tylko dzięki przewadze konkurencyjnej poza siecią, co utrudnia dla nowych lub mniejszych uczestników konkurowania na rynku cyfrowym.
Ale oskarżanie Google o wyświetlanie nieistotnych lub niskiej jakości wyników jest sprzeczne z celem wszystkich tych dobrych intencji, ale szkodliwych inicjatyw ze strony Google; sprawia to nawet wrażenie zmarnowanych wysiłków. Skąd więc biorą się ludzie z tym argumentem?
Uważam, że przyjęliśmy wyszukiwarkę Google za pewnik. Dawno minęły czasy, w których wiele wyszukiwarek rywalizowało ze sobą dzięki zaletom interfejsu i dokładności; teraz, dzięki sterowaniu głosem zegarków, cyfrowych asystentów i inteligentnych urządzeń, nasze oczekiwania ewoluowały nawet szybciej niż nasza technologia. Jeśli Google nie może zwięźle odpowiedzieć na pytanie swoim najlepszym fragmentem SERP, czy to oznacza, że nie jest tak dobry, jak kiedyś?
A może, w kontekście toczących się wojen kulturowych, oczekujemy, że Google będzie lepiej odzwierciedlać nasze uprzedzenia w sposób, w jaki powiedziano nam, że platformy społecznościowe echochamber robią z naszymi kanałami w innych miejscach. Zamiast zadawać pytania, na które naprawdę nie znamy odpowiedzi, może szukamy w Google potwierdzenia naszych uprzedzeń i podejrzeń, tylko po to, by sfrustrować się wysiłkiem przedstawiania zrównoważonych, wiarygodnych wyników z całej sieci?
Być może ludzie oceniają wyniki powierzchownie, robiąc szybkie założenia dotyczące trafności, nie patrząc na to, co uważają za nieistotne strony. Nie da się udowodnić tak czy inaczej bez dowodów, a nawet wtedy trudno je ekstrapolować. Gdzieś pomiędzy brzytwą Ockhama a czymś, co wydaje się być dożywotnią obsługą klienta, jestem skłonny powiedzieć, że jest to bardziej błąd użytkownika niż błąd w wyszukiwaniu. Zakładam jednak, że czasami Google dostarcza frustrująco niekompletne lub nieistotne wyniki wyszukiwania; wciąż staram się postrzegać to jako rosnący trend.
Czy Google ogranicza lub manipuluje wynikami wyszukiwania?
Tak, ale też nie.
Nie w tym sensie, że nie ma dowodów na to, że Google aktywnie, rozważnie ustala jasny, spójny program w SERP, uciszając sprzeciwy lub usuwając konflikty, uprzedzenia, niuanse lub inne niewygodne fakty, historie lub wyniki. Może nie jest tak hermetyczna komora echa jak Facebook, ale nadal możesz karmić swoje nastawienie potwierdzające przez wyszukiwarkę Google.
Tak w tym sensie, że Google aktywnie i publicznie angażuje się w selektywne niewyświetlanie najtrafniejszych wyników, gdy wyniki te mogłyby wyrządzić bezpośrednią szkodę. Na przykład [ostrzeżenie o treści wrażliwej]:
Instrukcje dotyczące popełnienia samobójstwa lub zbudowania bomby w Google przyniosą nieszkodliwe zasoby, takie jak gorąca linia zapobiegania samobójstwom w Twoim regionie lub sposób na stworzenie realistycznego rekwizytu wideo. Podobnie, jeśli spróbujesz wyszukać w Google objawy w celu samodzielnej diagnozy medycznej lub zbadać leki i terapie, które nie są zgodne z najlepszymi praktykami opartymi na dowodach, możesz znaleźć więcej badań i komentarzy klinicznych, krytykujących i obalających wątpliwe leki.
Ważną rzeczą do zapamiętania jest tutaj to, że Google — od indeksu przez algorytm rankingowy po SERP — musi działać równie dobrze przez cały czas dla każdego zapytania, mimo że coś zbliżonego do 15% wszystkich wyszukiwań w danym dniu nigdy nie zostało widziane przez Google kiedykolwiek wcześniej. Jeśli kiedykolwiek zostałeś przyłapany na kłamstwie, wiesz, jak trudno jest zachować logiczną i rzeczową spójność podczas ukrywania lub zmieniania prawdy; jeśli uważasz, że Google może to zrobić umyślnie na skalę sieci WWW, prawdopodobnie wierzysz również, że Google jest osobliwością, a nie stale zmieniającym się konsorcjum inżynierów, programistów, analityków danych i zwykłych korporacyjnych dronów, po prostu podłączających się do zwykłych prace biurowe.
Analiza i ograniczona widoczność wybranych tematów
Firma Google osiągnęła dziś wystarczającą zdolność uczenia maszynowego i przetwarzania języka naturalnego, aby rozpoznawać zapytania i słowa kluczowe, które mogą wyrządzić szkodę — mają nawet nazwę dla tej kategorii wyszukiwań: YMYL, czyli Twoje pieniądze lub Twoje życie. YMYL odnosi się do wszelkich tematów, które mogą spowodować bezpośrednie, katastrofalne szkody, jeśli SERP są mylące, niedokładne lub cokolwiek mniej niż autorytatywne i godne zaufania.
Próba umieszczenia w Google tematów YMYL jest trudniejsza algorytmicznie, bardziej konkurencyjna i bardziej zniuansowana niż bardziej banalne tematy i słowa kluczowe. Google celowo to utrudnia. Udzielanie porad medycznych lub wskazówek dotyczących zarządzania pieniędzmi online nie powinno być łatwe, niż powinno być to osobiście, dlatego Google prowadzi dodatkową kontrolę witryn i stron w tych obszarach tematycznych.
Najlepsze wyniki odzwierciedlają konsensus ekspertów, a nie opinie Google
Ludzie w Google mają tendencję do bycia technikami: programiści, programiści, koderzy, inżynierowie uczenia maszynowego i naukowcy zajmujący się sztuczną inteligencją. Jeśli Google miałby egzekwować jakikolwiek program w SERP, spodziewałbym się, że odzwierciedla on rzeczywistą wiedzę merytoryczną, którą wykorzystują. Ale Google nie tworzy ogromnej większości treści, które udostępnia w SERP — po prostu je znajduje i udostępnia na żądanie, gdy wydaje się, że jest to istotne dla zapytania.
Jak więc Google decyduje, co jest „właściwe” lub faktycznie wiarygodne, a co nie, gdy każdego dnia masowo produkuje miliardy SERP na niezliczone tematy? Porównując wszystko, co znajdzie na dany temat, sprawdzając, gdzie się zgadzają i nie, oraz oceniając ich odpowiednie wskaźniki wiarygodności EAT i historyczne osiągnięcia pod kątem postrzegania ich jako wiarygodnych.
Innymi słowy: Google przypisuje sygnały zaufania w taki sam sposób, w jaki uczysz się ufać lub nie ufać ludziom lub zaczynasz postrzegać ich jako ekspertów lub entuzjastów, ale z mniejszą liczbą rozpraszających sygnałów społecznych i wskazówek, które mogą wpłynąć na twoje ludzkie emocje. Podobno nazistowski naukowiec Joseph Goebbels powiedział kiedyś o propagandzie: „Powtarzaj kłamstwo wystarczająco często, a stanie się ono prawdą”. Tak jak wielokrotne kontaktowanie się z pojęciami, opiniami lub danymi może sprawić, że zaczniemy ufać, wierzyć, a nawet zakładać prawdziwość czegoś, tak częstość, z jaką coś pojawia się w sieci, wraz z kontekstem i wiarygodnością źródeł może przekonać Google prawie wszystkiego.
Jednak inny powszechnie błędnie przypisywany cytat mówi: „Wszystko, co jest konieczne do triumfu zła, to nierobienie niczego dobrego”. Tutaj znowu Google jest lustrem dla ludzkości, ponieważ każdy SERP, o który go poprosisz, będzie zawierał link na dole strony, zachęcający Cię do dowiedzenia się więcej o wynikach, działaniach Google, a nawet pozostawienia krytycznej opinii. Tak więc, podczas gdy kłamstwa mogą kwitnąć dzięki naszej niekwestionowanej powtarzalności i udostępnianiu w społecznościach, prawdy mogą również bronić eksperci, użytkownicy i zaniepokojeni obywatele uzbrojeni w przekonujące dowody.
Jak brak konkurencji i monopol Google De facto pogarszają sytuację?
W ściśle prawnym i historycznym sensie tego słowa wyszukiwarka Google nie jest monopolem. Ale z udziałem w rynku obsługującym ponad 90% wszystkich wyszukiwań internetowych na całym świecie (i mniejszym udziałem w krajach z własnymi alternatywami sponsorowanymi przez rząd), Google jest w rzeczywistości potęgą monopolistyczną. W służbie tego poglądu zignorujemy fakt, że więcej wyszukiwań produktów i towarów konsumpcyjnych odbywa się bezpośrednio w Amazon niż w Google, nie mówiąc już o konkurencji wokół wyszukiwania obrazów lub roli mediów społecznościowych w wyszukiwaniu opartym na osobach/nazwisku.
W gospodarce rynkowej, jak nam agresywnie przypomina się, konkurencja jest dobra dla konsumenta, ponieważ wymusza efektywność, zmianę i doskonalenie. Bez znaczącego konkurenta Google nie byłby odpowiedzialny przed użytkownikami i powoli by się pogarszał, gdy czekamy, aż rywal to wstrząśnie.
W rzeczywistości Google musiało działać nawet, aby pozostać na swoim miejscu, a tym bardziej nadążyć za eksplozją treści internetowych, biegłością czarnego SEO, przejściem na urządzenia mobilne i niezliczonymi innymi innowacjami w sieci, w jaki sposób uzyskujemy do nich dostęp, i czego od niego oczekujemy. Google może nie mieć wielkiej konkurencji jako wyszukiwarka internetowa – jeszcze. Ale reklamodawcy z pewnością mają atrakcyjne alternatywy dla reklamy w Google.
Aby Google nie odstraszył swoich użytkowników niewystarczającym doświadczeniem w wyszukiwaniu, gigant dokłada wszelkich starań, aby uzyskać szczegółowe i uporządkowane informacje zwrotne, przetestować i ponownie przetestować nawet drobne zmiany w interfejsie oraz stale aktualizować i modyfikować swój algorytm za pomocą przełomowej technologii sztucznej inteligencji i uczenia maszynowego. Jeśli już, to jestem zaskoczony, że ktoś — nawet Microsoft — próbowałby pokonać Google w tak zasobożernym, socjotechnicznym sprincie Sysephean.
Problemy z detronizacją wyszukiwarki Google
Każda niedoszła alternatywa lub konkurent bardzo szybko staje przed tymi samymi wyzwaniami – a co za tym idzie, z tą samą krytyką – co wyszukiwarka Google. Mianowicie:
- Jak skonfigurować i utrzymywać całą pamięć masową potrzebną do regularnego archiwizowania całej sieci?
- W jaki sposób rekrutujesz, zatrudniasz i zatrzymujesz talenty do wszelkiego wsparcia technicznego, bieżących aktualizacji, pozyskiwania opinii, angażowania użytkowników i innych iteracyjnych procesów mających na celu utrzymanie trafności wyszukiwarek?
- Jak rozumiesz intencje poszukiwacza? Albo bardziej do rzeczy: jak nauczyć zautomatyzowany, ogólnoświatowy system szybkiego, dokładnego i responsywnego czytania między wierszami (oraz złamaną gramatykę, ortografię i ogólną niejasność całej ludzkości), aby dać im to, o co próbują prosić dla?
- W jaki sposób odpowiednio obsługujesz różne języki, regiony i lokalizacje mobilne? A jeśli o to chodzi, w jaki sposób zapewniasz wysoką jakość korzystania z różnych urządzeń i przeglądarek?
- Nawet jeśli potrafisz inteligentnie poradzić sobie z ogromną ilością treści tekstowych online, w jaki sposób uzyskujesz wyniki dla różnych mediów, takich jak obraz, wideo, media społecznościowe i nie tylko?
- Jak przekonać wszystkich menedżerów witryn i twórców treści w sieci WWW, aby zastosowali standardy, które pozwolą im dostosować się do nowej wyszukiwarki w nadziei, że zostaną odkryci za pośrednictwem Twojej usługi?
- Jak zarabiasz pieniądze?
Ta ostatnia jest najbardziej lepką furtką do wyczyszczenia i problemem dla praktycznie każdej nowej wyszukiwarki na rynku.
Bing, wspierany przez Microsoft, jest jednym z nielicznych pretendentów, którzy mają zasoby do stworzenia własnego robota i indeksu sieci, z których następnie pobiera SERP za pomocą podobnie zastrzeżonego algorytmu. Odpowiadanie na prośby użytkowników wymaga również wiele wysiłku, cenzurowanie problematycznych lub niebezpiecznych treści i opiera się na wielu tych samych wskaźnikach jakości i wiarygodności, które składają się na Google EAT. Nagrodą za cały ten wysiłek jest to, że jest to w dużej mierze popularna nazwa – i branżowa puenta.
Trzeba przyznać, że Bing dzieli się swoim indeksem z innymi aspirującymi wyszukiwarkami, prawdopodobnie oferując go jako nagrodę za pomoc w zastąpieniu Google i ostatecznie dając im możliwość zdobycia każdej obiecującej młodej wyszukiwarki, ale nie zakładajmy intencji.
DuckDuckGo to zasadniczo Bing, ale z różnymi wizualnymi i technicznymi funkcjami zaprojektowanymi z myślą o prywatności użytkownika i danych.
Neeva skupia się na skargach, że Google jest zbyt bogaty w reklamy i przedstawia swój silnik bez reklam jako alternatywę. Oczywiście bezpłatne konta są ograniczonymi okresami próbnymi i liczą na użytkowników, którzy są gotowi zapłacić za subskrypcję, tak jak nauczyli się robić z usługami przesyłania strumieniowego, aby uniknąć reklam.
Istnieje wiele innych alternatywnych wyszukiwarek. Niektóre, takie jak Yahoo, są starsze niż Google, ale większość pożycza dane z indeksów Yahoo lub Bing, a większość z nich ma 8% udział w rynku wyszukiwarek internetowych. To nie jest porażka, to tylko rzeczywistość próby wejścia na dzisiejszy rynek i niesamowite zasoby wymagane do skutecznego konkurowania.
Google jest złe dla mniejszych witryn
Jeśli zarabiasz na reklamach, podmiotach stowarzyszonych lub innych mechanizmach zależnych od ruchu i widoczności, Google prawie na pewno pogorszyło życie, utrudniając pozyskiwanie odwiedzających przez wyszukiwanie. Jeśli Twój ruch pochodził wcześniej wyłącznie od ciekawskich wyszukiwarek, bez odwiedzających z mediów społecznościowych, bezpośredniej nawigacji, odesłań lub innych kanałów, to Google może nawet sprawić, że Twoja witryna stanie się nieistotna dzięki funkcjom SERP, takim jak panele wiedzy i fragmenty rozszerzone, oferujące zero kliknięć informacje i odpowiedzi oraz powstrzymanie odwiedzających przed koniecznością opuszczania SERP Google, aby uzyskać to, czego chcą.
Ten wpływ jest również dość trudny do zakwestionowania. Google sprawia, że treść jest widoczna, ale nie zawsze wiąże się to z wysyłaniem ruchu do domen hostujących treści lub marek, które je tworzą. Wielu krytyków twierdzi, że jest to równoznaczne z okradaniem przychodów z treści innych niż Google, a nawet z kradzieżą pieniędzy z mniejszych, zwłaszcza lokalnych serwisów, w celu uzyskania wiadomości i innych specjalistycznych treści, których produkcja jest trudna i kosztowna. Stało się to nawet podstawą niektórych międzynarodowych bojkotów, gróźb, procesów sądowych i negocjacji.
Czy to nawet wina Google — czy nasza?
Chociaż uważam, że efekty są trudne do obalenia, myślę też, że trudno je w całości przypisać Google. Czy w gospodarce rynkowej karzemy „zwycięzców” za to, że wyprzedzają rywali i zarabiają więcej niż ich rówieśnicy? Czy Google jest winien twórcom treści stypendium w oparciu o samą skalę i wartość swojego sukcesu?
Nie jestem naukowcem prawniczym, ale nie słyszałem wielu precedensów prawnych, które byłyby szczególnie istotne dla tej linii krytyki. Może jest miejsce na innowacje w tym zakresie, ale na razie wygląda to na wyrzuty sumienia kupującego z powodu późnego kapitalizmu w erze cyfrowej. Google jest zły dla mniejszych, ubogich w zasoby konkurentów, twórców treści i ogólnie każdego, kto ma nadzieję na kawałek tortu przychodów z reklam cyfrowych.
Ale to jest dla nich złe, ponieważ działa tak dobrze dla wyszukiwarek, a wyszukiwacze okazali się skłonni wrócić do studni, którą jest Google, zamiast szukać informacji gdzie indziej, w tym bezpośrednio z innych źródeł, a tym bardziej innych wyszukiwarek.
Czy Google jest najgorszą wyszukiwarką?
Parafrazując Winstona Churchilla, Google jest najgorszą wyszukiwarką — z wyjątkiem wszystkich innych, które zostały wypróbowane.
Jest duży, bo działa. Działało dobrze, wcześnie i konsekwentnie, przechodząc od słabszego do cyfrowego bóstwa, a my wszyscy wspólnie tak się stało.
Choć ta dominacja i wpływy sprawiają nam dyskomfort, i jak niepewna sprawia, że przyszłość dla wszystkich żyjących w finansowym cieniu Google'a jest niewygodna, kiedy ją krytykujemy – a powinniśmy – musimy zawsze zacząć od zajęcia się: w porównaniu z czym? I czego potrzeba, aby stworzyć autentyczną, użyteczną, lepszą alternatywę, która nie niesie ze sobą tych samych obciążeń, co Google, ze względu na to, co robi i jak musi się zachowywać, aby w ogóle funkcjonować?